Nigdy w życiu nie sięgnęłam po harlequina. Chciałabym
napisać: „bo zawsze miałam w zanadrzu coś lepszego”. Jednak jak można mówić o
lepszości czegoś, czego nigdy nie miało się w ręku? Czy mamy prawo opiniować,
że coś zalicza się do grupy płytkiej i prymitywnej, skoro każdego dnia sięga po
to miliony osób? Takie samo odczucie nosiłam w sobie, sięgając po „50 twarzy
Greya”. Z jednej strony towarzyszyło mi zainteresowanie wywołane popularnością
książki, z drugiej zaś pewnego rodzaju zniechęcenie, które sprawiło że nigdy
nie przeczytałam sagi Zmierzch.
Książka jest debiutancką powieścią Eriki Leonard. Kobieta od
początku swojej twórczości posługiwała się pseudonimami. Pierwszy z nich „Snowqueens
Icedragon” użyty został do publikacji pierwszej wersji „Greya”, E. L. James
natomiast umieszczone zostało na oficjalnym wydaniu książki. Zabieg ten
spowodował, że w pierwszej chwili sięgając po wydanie sądziłam, że autorem
książki jest mężczyzna, co wydawało mi się bardziej atrakcyjnym rozwiązaniem. Erika
Leonard do czasu wydania sagi nie odznaczała się niczym szczególnym, mieszka w
Londynie, pracuje w telewizji, nie towarzyszą jej żadne skandale. Wydaje mi
się, co zaskakujące, że sekretem dzięki któremu zdobyła sławę jest sama tematyka
książki i jej prostota i kontrowersyjny temat.
Akcja powieści toczy się w czasach współczesnych, w Stanach
Zjednoczonych. Niewinna, młoda i niedoświadczona studentka literatury Anastasia
Steel wyświadcza swej przyjaciółce przysługę, polegającą na przeprowadzeniu
wywiadu z właścicielem ogromnego przedsiębiorstwa, niesłychanie inteligentnym,
opanowanym i porażająco przystojnym Christianem Greyem. Wywiad ten owocuje tym,
że główna bohaterka zaczyna obsesyjnie myśleć o biznesmenie, a każdy jej
kolejny ruch ma na celu zbliżenie się do niego. W tym miejscu, z uwagi na osoby
które nie przeczytały książki, przerwę opowiadanie o jej treści. Nie psujmy im
zabawy. Nie mogę jednak się powstrzymać by nie napisać, że temat książki krąży
wokół erotyki z lekkimi elementami BDSM.
Tematyka książki od razu przywołuje mi na myśl wersję śpiącej
królewny dla dorosłych – wspaniały książę budzi królewnę, w tym wypadku
niekoniecznie pocałunkiem, by zmienić jej los i żyć razem we wspaniałej krainie
pełnej bogactwa i przepychu. Osoba Greya
jest uosobieniem rzeczonego księcia, czyli tak jak wspomniałam wcześniej, jest
to po prostu chodzący ideał, bóg seksu, pełen namiętności i pasji, a jego
jedyną wadą, którą jak dobrze wiemy kobiety kochają, jest ciemna strona
charakteru. Anastasia jest natomiast jego
przeciwieństwem i znakomicie wpisuje się w rolę księżniczki – cicha,
niedoświadczona, subtelna, nierozgarnięta i do bólu naiwna.
Uważałabym pomysł, na poprowadzenie fabuły w taki sposób, za
bardzo udany, gdyby nie fakt, że w roku 1983 wykorzystała go już Anne Rice, pod
pseudonimem A. N. Roquelaure, wydając książkę pod tytułem „Przebudzenie Śpiącej
Królewny”. Tematyka obu tych książek jest niemalże identyczna, z tym że wersja
Anne Rice jest zdecydowanie bardziej brutalna i dosadna, a użyty w niej język
bardziej wyrafinowany.
Język i styl „50 twarzy Greya” nie należy do najbardziej wysublimowanych.
Dominuje to prostota i ciągłe powtórzenia. Autorka stara się rozbudzić w
czytelniku erotyczny nastrój, używając wciąż tych samych zwrotów „Anastasia
zmysłowo przygryzła wargę”, Christian natomiast wciąż „wpatruje się”. Te
nieudane zabiegi powodują, po kilkudziesięciu stronach lektury, przeciętny czytelnik zaczyna odczuwać głęboką
irytację.
Nie śmiem powiedzieć, że książka jest zła. Myślę, że dostarcza
ona zabawy, odpręża, jest niezwykle lekka i mimo wielu mankamentów w pewien
sposób rozbudza zmysły. Każdy, kto ma ochotę na chwilę odpoczynku może sięgnąć
po tę książkę i raczej się nie zawiedzie. Sądzę, że warto ją przeczytać, chociażby
po to by móc ją skrytykować, co trudno zrobić bez poznania treści. Nie odnajdziemy w niej jednak, zgodnie, z
zapewnieniem mediów, żadnych brutalnych opisów BSDM, ani zapewne niczego, co
mogłoby nas zniesmaczyć czy wręcz obrazić. Ostatnie doniesienia jakoby miała to
być „pornografia dla kobiet” wzbudzają we mnie politowanie, gdyż mam wrażenie,
że stoi za nimi ktoś, kto nie ma pojęcia co kryje się w kobiecych umysłach,
twierdząc że potrzeby kobiet kończą się na romantycznym pocałunku w czoło.
Jak wspomniałam wyżej, według mnie książka zyskała sławę, gdyż
jest kontrowersyjna i banalna. Myślę, że nikt, kto kiedykolwiek miał w ręku
inną książkę nie zdecyduje się na stwierdzenie, że jest to książka doskonała. Mimo
wszystko warto ją przeczytać. Odpowiedź na jedno pytanie pozostać musi jednak
chyba dla mnie zagadką. Jak w XXI wieku, dobie Internetu pełnego pornografii, subtelny,
bo taki występuje w książce, opis seksu może uchodzić na kontrowersyjny i jakim
cudem tak ogólnie dostępne zachowanie porywa miliony ludzi, którzy zaczytując się
w tej lekturze uznają ją za współczesne arcydzieło? Czy nasze społeczeństwo w dalszym ciągu
potrzebuje bodźca by wyswobodzić się ze wstydu i pruderii, a nasze życie seksualne
wyszło z pod ciemnej kołdry? Pragnę wierzyć, że po książkę sięgają głównie
nastolatki, chcące doświadczyć płomiennego romansu, a nie tak jak ogłaszają
media przeciętne kobiety, które w końcu chcą poznać radość płynącą z seksu. Ja
podczas czytania bawiłam się dobrze ale zdecydowanie bardziej poruszają mnie
realne doznania…więc i Wam radzę takich kosztować więcej.
Muszę przeczytać ale nie obiecuję sobie po niej zbyt wiele, z książek, które poruszają tematykę erotyczną mogę polecić Szkarłatny Płatek i Biały. Genialna jest :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nigdy nie słyszałam o wspomianej przez Ciebie powieści ale na pewno przyjrzę się jej bliżej :) Dziękuję serdecznie.
UsuńCo do Zmierzchu mam podobne podejście, też jakoś z góry zakładam, że nie warto przeczytac i podobnie mam z tą pozycją. Więc na dzień dzisiejszy pasuję :)
OdpowiedzUsuńJa także już ją przeczytałem i mam podobne odczucia. Więcej piszę o niej na moim blogu http://aleksiazka.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wiem, przeczytałam już z wielką przyjemnością :)
UsuńNie moje klimaty, co prawda. Ale książka może być ciekawa, choć jak piszesz o ciągłych powtórzeniach, to mam mieszane uczucia.
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że książka mnie nie zachwyci, ale ciekawi mnie co ma w sobie takiego, że tyle osób się w niej zaczytuje, dlatego muszę też koniecznie po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńCzytałam, że "Pięćdziesiąt twarzy Greya" to fan fiction napisany na podstawie sagi Zmierzch, co mnie skutecznie od niej odstrasza... Jak na razie, bo w przyszłości może się okazać, że będę chciała zapoznać się z tym cyklem bliżej? Czas pokaże :)
OdpowiedzUsuńZnam "Przebudzenie Śpiącej Królewny" i uważam, że jest to okropna książka...
Pozdrawiam!
Przebudzenie Śpiącej Królewny także nie przypadło mi do gustu. Niewiele ma to wspólnego z uznawaną przeze mnie estetyką. Pozdrawiam :)
UsuńMimo różnorodnych opinii na temat tej książki, sama chciałabym się przekonać, co o niej sadzę :)
OdpowiedzUsuńChcę przeczytać książkę kontrowersyjną, ale nie wiem czy akurat banalną... Sam natomiast tytuł "50 twarzy" strasznie mnie drażni.
OdpowiedzUsuń